Sardynia
Niedzielę spędzaliśmy z rodzinami, niektórzy zwiedzając okolice, inni na dłuższych wycieczkach np. na Costa Smeralda, gdzie można zobaczyć nie tylko szmaragdowe i ciągle ciepłe morze, ale także wille bogaczy oraz sklepy najlepszych i najdroższych firm. W poniedziałek na niewielkiej wyspie Capreira zobaczyliśmy eksponaty zgromadzone w lokalnym muzeum morskim, które choć po sezonie letnim już nieczynne, specjalnie dla nas otwarto. Godzinny spacer do fortu na wzniesieniu pozwolił podziwiać piękną panoramę. Kolejna wycieczka prowadziła do Algero, słynącego z wyrobów koralowych miasta o wyraźnych wpływach katalońskich. I tym razem sprzyjała nam pogoda, co tylko podkreślało urodę zabytkowych budowli, wąskich uliczek i błękitnego morza.
Środę spędziliśmy w szkole na zajęciach z gotowania i prowadzenia hotelu. Nasi włoscy koledzy dużo lepiej radzili sobie w kuchni, ale nasz czerwony barszcz i racuchy z jabłkami tez wszystkim smakowały. Po południu byliśmy z wizytą na uniwersytecie w Olbii, a wiele osób zainteresowało się prowadzonymi tam badaniami i pytało o możliwości podjęcia studiów np. w ramach wymiany międzyuczelnianej Erasmus. Także czwartek upłynął na zajęciach w szkole, zaś po przerwie na lunch pokazaliśmy na oficjalnym spotkaniu z dyrekcją i przedstawicielami lokalnych władz przywiezione z Polski prezentacje o naszym regionie, mieście i szkole. A wieczorem pakowaliśmy już walizki, bo w piątek rano żegnaliśmy się z Arzacheną i włoskimi gospodarzami. Na koniec przed odlotem zwiedziliśmy jeszcze stolicę Sardynii Calgiari, a na lotnisku usiłowaliśmy zmieścić w walizkach otrzymane i kupione pamiątki. Zachowanie wagowego limitu bagażu było nie lada sztuką!
Cały bardzo bogaty program wizyty został przygotowany przez naszych włoskich przyjaciół, których opiekunami byli Fabricio Piras i Gavinuncia Derudas.
Pobyt na Sardynii z pewnością na długo zapadnie nam w pamięć.
E. Zarzycka
Wrażenia uczestników: Anna Lasak kl. II A
Co najbardziej urzekło mnie we Włoszech? Na pewno, oprócz pięknych krajobrazów i przesyconej słońcem pogody, była to włoska gościnność. W domach, w których mieszkaliśmy przez ten tydzień powitano nas ciepłem i serdecznością. Włoskie mamy traktowały nas jak własne dzieci, dbając o to by nic nam nie brakowało. Niekiedy przeradzało się to w nadopiekuńczość, ale tą pozytywną, pełną czułości i troski. Wszędzie panowała rodzinna atmosfera. Każdy z członków rodziny, nawet tej dalszej chciał nas poznać, przez co często byliśmy zapraszani na przepyszne kolacje do dziadków, lub goszczący nas Włosi zapraszali ich do siebie na wieczorny posiłek. W tak sympatycznej atmosferze bariera językowa nie stanowiła większego problemu, wręcz po tygodniu spędzonym na Sardynii rozmawialiśmy już między sobą jak rodowici Włosi.