jFontSize
A- A A+

Już za nami XXII Szkolne Dyktando, które co roku organizuje Biblioteka szkolna. 1 grudnia (6 lekcja) w auli szkolnej do zmagań ortograficznych zasiadło 46 uczniów wybranych z poszczególnych klas.

A oto najlepsi z najlepszych:

MISTRZYNIĄ ORTOGRAFII II LO W ROKU SZKOLNYM 2014/2015 została
VICTORIA WILICKA z kl. II B,
na II miejscu uplasowała się SARA BORKOWSKA także z kl. II B,
III miejsce zajął SZYMON JÓZWICKI z kl. I B.

Laureaci otrzymali dyplomy i nagrody (talony do Empiku).
Serdecznie gratulujemy zwycięzcom oraz kl. II B, która posiada tak zdolne uczennice!

Maria Szymańska, Iwona Tomaszewska

XXII SZKOLNE DYKTANDO 2014

Przysiedli w szpalerze jeżyn w nowo otwartym parku-ogrodzie w Trzebieży. Jasnopopielate chmury o przeróżnych kształtach płynęły po biało-błękitno-szarym nieboskłonie. W powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej pszenicy. Swoją niespotykaną urodą pół-Tahitanki w płoworóżowej solejce z lazurytowym amuletem na szyi i perłowoszarą azalią w kasztanowatych włosach pod rozjarzonym słońcem wyglądała jak z płócien Paula Gauguina. On – hardy ponadtrzydziestoipółletni Mazowszanin z Chorzeli, przyprószony już gdzieniegdzie siwizną, na wpół przysłonięty szarozielonym rękawem płaszcza, przypominał dyplomatę z MSZ-etu. Bodajże jako ekstremalny surfingowiec zdobył medal fair play. Oboje wrócili niedawno z archipelagu wysp Polinezji Francuskiej, skąd przywieźli kilka superrzadkich pamiątek. Konsumując pizzę, popijając haustami herbatkę z hibiskusa i słonogorzką kryniczankę, półżartując, marzyli o szczeżui przyprawionej gałką muszkatołową, o frutti di mare i chociażby o przepysznym sushi. Z niekłamanym zacięciem dyskutowali o ostatniej wideokonferencji z geochemikiem z Białostocczyzny, który prowadzi badania ichtiologiczne i produkuje miniaparaty używane w myślistwie i rybołówstwie, o kulturze wschodniośródziemnomorskiej, przedjesiennym wypadzie na Wyspy Świętego Tomasza, a także o ekstrapodróży w okołozwrotnikowe okolice jeziora Niasa.

Urzeczona chwilą zamarzyła o niby–orientalnych ogrodach, a w nich tysiącach różnobarwnych kwiatów: żółto–czerwonych gardenii, szkarłatnoczerwonych lilii z białym obrzeżem i bladokremowych róż.

Z nagła różnokolorowy miraż rozpłynął się w powietrzu niby poranna mgła. Vis-à-vis drink-baru zauważyła przyjaciela, arcysympatycznego reportażystę pochylonego nad „Miłosnymi kawałkami” Johna Updike’a i najnowszym numerem „National Geographic” dzierżonym w żylastej dłoni. Hola! A gdzież by on się przesiadł? Przed niespełna półminutką słyszane było tuż-tuż jego chichotanie, a teraz zniknął w okamgnieniu.

Koniec spotkania zbliżał się nieubłaganie. Jak papużki nierozłączki, wpółobjęci, wyruszyli jeszcze na krótki spacer żwirową aleją, kierując się w stronę pola obrzeżonego pokrzywą, roszponką i dziką rzepą.

Oprac. Maria Szymańska

dsc04740.jpgdsc04746.jpgdsc04749.jpgdsc04751.jpgdsc04753.jpgdsc04776.jpg