jFontSize
A- A A+

Fotografia jest gwałtowana: nie dlatego, że ukazuje coś gwałtownego, ale dlatego, że za każdym razem gwałtownie wypełnia pole widzenia.

Roland Barthes, Światło obrazu, Warszawa 1996

 

4 lipca 2020 r. na portalu swidnica24.pl w cyklu Świdnica wczoraj i dziś zamieszczono interesujące, archiwalne zdjęcie, podobno z początku lat siedemdziesiątych, pochodzące z portalu Świdnica Moje Miasto, wykonane przez Władysława Orłowskiego i wchodzące w skład jego zbiorów. Nieco później jeszcze dwie reprodukcje cyfrowe (niczym krótki fotoreportaż) trafiły do mnie, dzięki uprzejmości p. Jarka Tarłowskiego. Jak można przeczytać na stronie www.mojemiasto.swidnica.pl, obecnym właścicielem spuścizny po Władysławie Orłowskim jest Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy.

Patrzę na tę fotografię i mogę powiedzieć, że jest ona niczym pamiątkowy napis wyryty na drzewie – tam byłam, to przeżyłam…

Stare zdjęcia są świetnym uzupełnieniem naszej wiedzy o sobie samym, naszej rodzinie, naszym mieście, dlatego tak chętnie do nich zaglądamy. Fotografie pozwalają zobaczyć, że tak właśnie życie się toczyło, ale do końca nie wyjaśniają kiedy i dlaczego… O prezentowanych tu zdjęciach, jak to dosyć często bywa, informacje mamy szczątkowe, prawie zupełni ich brak. Pan Orłowski pozostawił rolki z negatywami, zawierające 6, 12, czasami więcej klatek, zawinięte w papierek, na którym zazwyczaj jest tylko opis hasłowy.

Spróbujmy więc wspólnie ustalić rok, może nawet miesiąc, w którym zrobiono te ujęcia, fotografie o niewątpliwej wartości historycznej dla naszego miasta, naszej szkoły, być może naszej rodziny. Mnie się to jeszcze nie udało!

Nie da się ukryć, że zdjęcia są namacalnymi dowodami naszej przeszłości. Zaś stare, czarno-białe fotografie mają szczególną moc przyciągania. Wywołują w nas uczucie najodleglejszych wspomnień, ciekawość, nostalgię. Z uwagą przyglądamy się im, analizujemy je, bo przecież przedstawiają świat, do którego z przyczyn naturalnych już powrotu nie będzie. Brak koloru pozwala jakby bardziej skupić się na samej treści obrazu, przez co zatrzymujemy się przy nich dłużej i niejednokrotnie bywają inspiracją do dalszych poszukiwań.

Szczególny sentyment budzą ujęcia wykonane w znanych nam miejscach. Dokładniej i chętniej przeglądamy się kątom, które pamiętamy z przeszłości lub z opowiadań, tym bardziej jeżeli mija prawie pół wieku od ich wykonania. Dla niektórych mogą one być nudne, nic-nie-znaczące – lecz nie dla nas!

Trzeba uzmysłowić sobie, że na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych w naszym kraju nie każdy mógł pozwolić sobie na robienie zdjęć. Trudno pojąć, czasami jest to wręcz niemożliwe, że Internet wtedy nie istniał (pierwsze internetowe łącze analogowe zostało uruchomione 26 września 1990 r., a dla każdego obywatela udostępniono Internet w 1994 r.), przekaz informacji był bardzo słaby. Jednakże jakoś obywaliśmy się bez GG, Skype’a, WhatsAppa, Facebooka, Messengera, Instagrama, Twittera… i innych, licznych komunikatorów i portali społecznościowych. W dodatku, jak z przekonaniem twierdzą niektórzy, zupełnie dobrze nam się żyło, nawet bardziej wartościowo, bo były dużo ciekawsze i absorbujące zajęcia, a koleżanki i koledzy byli codziennie i na długo w zasięgu naszej ręki…

 

Pierwsze zdjęcie, ujęcie z góry, pokazuje przestrzeń, zapewne pełną dźwięków i zapachów, oglądaną z oddalenia. Tłum (moda z lat 70. już nie śmieszy, wraca obecnie do łask!) na targowisku przy ulicy Mieszka I. W tle wyróżnia się jakże stylowy budynek (z elementami neogotyku niemieckiego) II LO. Okna w poszczególnych klasach szeroko otwarte, także na parterze w pomieszczeniach biblioteki szkolnej. Co kryło się wtedy za murami II Liceum Ogólnokształcącego im. Aleksandra Zawadzkiego w Świdnicy? Tak na marginesie, nazwę tę nadano szkole w maju 1966 r., a uroczystość była połączona z I Zjazdem Absolwentów. W najbliższą sobotę (24 października 2020 r.), w 70-lecie II LO, miał odbyć się XI Zjazd Absolwentów.

Obok szkoły widoczny jest maszt świdnickiej elektrowni, a dominuje wieża świdnickiego kościoła parafialnego, dzisiejszej katedry diecezji świdnickiej - zwanej Perłą Dolnego Śląska.

Ujęcie to bez wątpienia wykonał fotograf dla udokumentowania ówczesnego miejskiego targowiska. Dzisiaj miejsce to wygląda już o wiele nowocześniej - i głośniej o nim. W każdy czwartek przez uchylone okna szkoły dobiega stamtąd puszczane na full disco polo, które czasami milknie podczas matur. Jak skądinąd wiadomo, handel na targowisku miejskim przeniesiono w to miejsce z ulicy Równej na początku lat 70. Wcześniej były tam ogródki działkowe. To zadziało się na przełomie epoki Gomułki i gierkowskiej prosperity. Na pierwszy rzut oka widzimy tłum ludzi na nierównym, nieuporządkowanym, nieutwardzonym placu. Niektórzy zajęci są ubijaniem interesów, swoje produkty wystawili wprost na ziemi, inni zajęci dyskusją lub po prostu w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, przysiedli na wystających kamieniach i obserwują otoczenie. Nie sposób nie dostrzec wiele zaprzęgów konnych. Już takich nie spotkamy w naszym mieście. To teraz niezwykle rzadki obraz na dolnośląskich wsiach. Konie często wyprzężone, jedzą obrok z wozów, którymi przywieziono produkty na handel lub też posłużyły jako najpopularniejszy wtedy rolniczy środek lokomocji. Inni dotarli tu samochodami osobowymi (np. pierwszym samochodem produkowanym seryjnie w Polsce, czyli warszawą) lub też ciężarówkami, motocyklami, rowerami… a nawet dostrzegamy oryginalny, bielutki wózek dziecięcy. W tym zbiorowisku można wypatrzeć także uczniów, którzy jak najpewniej wyskoczyli tam na przerwie (no cóż, nie było jeszcze Świdnickiej Galerii), bo przecież w to miejsce przychodziło się i przychodzi także po to, by spotykać się, przypatrzeć, zaobserwować…

Oczami duszy oglądam i wspominam wnętrze budynku szkolnego z początków lat siedemdziesiątych, szczególnie pomieszczenia i wyposażenie biblioteki szkolnej (dokładniej od września roku 1973): grube, ciężkie, prawie czarne piwniczne regały, księgozbiór - 12389 woluminów na koniec 1972 r., ustawiony wg numerus currens, w większej części już nieprzydatny licealistom, cały obłożony w najtańszy szary papier, zakurzony, pokryty popiołem i sadzami (kotłownia za oknem wypożyczalni), gruba odręcznie wypisywana księga inwentarzowa, dziury w podniszczonym parkiecie, przeogromny fikus w nadwyrężonej donicy na wytartym dywanie, duże drewniane liczydło, maszyna do pisania z Fabryki Karabinów, katalogi kartkowe stworzone odręcznie, księgozbiór podręczny ułożony na stosie na środku czytelni, kilkadziesiąt propagandowych dzienników i tygodników (w tym radzieckich), ciemne korytarze (na I piętrze paliła się tylko mizerna lampka nad wejściem do sekretariatu), toporne wyposażenie klas - smętna szarzyzna. Niemym świadkiem tamtych dni jest nadal piękna, zabytkowa szafa w czytelni, tzw. mebel gdański, pomimo że wielu próbowało ją, jeszcze do niedawna, zabrać lub przenieść w bardziej odpowiednie miejsce (!). Nadal cieszy oko licznych czytelników i gości. W tym wszystkim wesołe i oddane uczniom grono pedagogiczne, ludzie nietuzinkowi, chętni do dzielenia się wiedzą, inspirujący swoich wychowanków do ciągłej nauki, osiągający legendarne już sukcesy w pracy pedagogicznej, pełni nadziei na lepsze jutro oraz świetni uczniowie - i jakże chętny do pomocy aktyw biblioteczny!

Pamiętam również p. Władysława Orłowskiego (1913-1996), który to z aparatem fotograficznym zawieszonym na szyi biegał po ulicach Świdnicy. Był on znanym dziennikarzem, fotoreporterem, długoletnim korespondentem Gazety Robotniczej. To on przez ponad 40 lat dokumentował różne wydarzenia, uroczystości, rocznice na terenie Świdnicy i całego Dolnego Śląska. Najczęściej tematem jego zdjęć byli świdniczanie i ich życie codzienne.

Kolejne dwa zdjęcia, prawdopodobnie pochodzące z tego samego okresu, są wzruszającym obrazem odległego już szkolnego świata. Przedstawiają uczniów II LO przed budynkiem, być może podczas długiej przerwy lekcyjnej. Z jakiej okazji je zrobiono?

 

Z ciekawością wpatrujemy się w socjologiczny zapis społeczności szkolnej prawie 50 lat temu. Tak wyglądał budynek w letni dzień słoneczny, i wejście do niego, teren obok, w taki sposób ubierali się uczniowie i nauczyciele. Fotograficzny wehikuł czasu pozwala nam cofnąć się niemalże o półwiecze i uzmysłowić sobie, że tak najczęściej wyglądało życie szkolne, tak też uczniowie zachowywali się na przerwach… I cóż zauważamy? Rzucają się w oczy młodzi w mundurkach (i sandałkach – więc mogła być to pełnia lata), fartuszkach lub strojach biało-granatowych, z tarczą na ramieniu (swego czasu bez tarczy nie można było wejść do szkoły), spacerują alejką, relaksują się na ławkach lub douczają przed następnymi lekcjami. Pośród uczniów można dostrzec nauczycielki (pewnie na dyżurze), a przed wejściem do szkoły piękne donice z kwiatami… Niby normalnie, a jakże inaczej! Nie tylko ze względu na ilość zacieniających drzew i nieistniejące już ukwiecone wejście. Skąd bierze się siła tej fotografii? Co sprawia, że zdjęcie to przynosi coś więcej dzisiaj, niż można byłoby się po nim kiedyś spodziewać? Jest w nim jakaś prostota i skromność. Bez udawania, wysilania i sztuczności, emanują z niego świetne relacje międzyuczniowskie, niepozowana bliskość pomiędzy rówieśnikami, duch przyjaźni – które to uczucia niewątpliwie spajały to środowisko i potwierdzał przynależność do konkretnego miejsca na ziemi.

Pomyślmy, ile z tego przez to półwiecze nam uciekło, a ile szans pozbawia nas dzisiejsza, niezrozumiała, przytłaczająca, pogłębiająca się epidemiczna sytuacja?…

 

Przeglądanie dawnych zdjęć to także doskonały pretekst do rozmowy z rodziną i poznanie historii życia jej członków. Co nie tylko zaspokaja naszą ciekawość, ale często zacieśnia więzy rodzinne i pozwala przetrwać pamięci o bliskich. Jak wiadomo, same opowieści to często za mało. Czymś więcej jest móc zobaczyć te miejsca i ludzi w określonych sytuacjach. Być może oglądając te fotografie, odkryjecie inną historię kryjąca się za nimi, bo przecież to przestrzeń, którą znacie, do której codziennie zmierzacie i do której niejednokrotnie podążali wasi rodzice, dziadkowie. Chciałoby się poznać wspomnienia tych ludzi…

Wszystkie pokazane tu obrazy fotograf ukrył z kilkoma innymi zdjęciami pod hasłem PCK. Jedno ze zdjęć dodatkowo załączam, być może ono właśnie pomoże ustalić rok powstania pozostałych.

Może ktoś z waszych bliskich rozpoznaje te twarze?

Wspomnienia waszej rodziny i znajomych mogą się przydać!

Dajcie znać na maila: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 Maria Szymańska

 BIBLIOGRAFIA:

Strony, które warto znać. To miejsca, w których znajdziemy ogrom starych zdjęć i niebanalnych historii z nimi związanych:

 

1.jpg2.jpg3.jpg4.jpg5.jpg